JA, AMATOR

Termin "amator" niesłusznie kojarzy się w większości wyłącznie z negatywnymi konotacjami, sugerując brak kompetencji. Według słownika PWN, amator to po prostu osoba zajmująca się czymś dla przyjemności, bez konieczności posiadania fachowego przygotowania.

Możliwe, że zastanawiasz się dlaczego o tym piszę. Już wyjaśniam.

Przypomniałem sobie jedną sytuację, kiedy ukończyłem jeden ze swoich pierwszych filmów. Choć nie byłem w pełni zadowolony z efektu, i zdawałem sobie sprawę, że zrealizowaliśmy go najlepiej, jak wtedy potrafiliśmy. Premiera odbyła się w kinie, co było sukcesem.

Po tym kinowym pokazie podarowałem film znajomemu z pracy. Jego komentarz brzmiał:

"Jak na film amatorski, bardzo fajnie wyszło".

Słowo "amatorski" sprawiło, że poczułem się bardzo dotknięty,  ponieważ nigdy nie patrzyłem na siebie jak na amatora. A to przede wszystkim dlatego, że pomimo małej praktyki, niskich budżetów, ograniczeń sprzętowych itp. za każdym razem dawałem z siebie minimum sto procent, starając się działać "zgodnie ze sztuką" - tak jak należy.

I nagle zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Choć oczywiście doskonale zdawałem sobie sprawę z niedociągnięć filmu, to jednak określenie "amatorski" w mojej ocenie było bardzo krzywdzące i zwyczajnie niesprawiedliwe. Zrozumienie przyszło po czasie.

(...) W polskich warunkach określeń „off” i „kino niezależne” (rozpowszechnionych w połowie lat 90.) używa się wymiennie, wrzucając do jednego worka i etiudy powstające w szkołach filmowych, i obrazy amatorskie, i profesjonalnie zrobione filmy zrealizowane na nośnikach cyfrowych. Niesłusznie, chociaż wszelkie rozróżnienia są oczywiście w pewnym sensie arbitralne; należałoby jednak rozróżnić filmy tworzone przez amatorów, z zasady nie przeznaczone do rozpowszechniania w warunkach regularnej dystrybucji, realizowane tanio i najczęściej nieokrzesane jeszcze pod względem warsztatu filmowego („off”) oraz filmy robione profesjonalnie (co nie znaczy, że wyłącznie przez absolwentów szkół filmowych), dość tradycyjne pod względem systemu produkcji, tworzone jednak w warunkach artystycznej i finansowej niezależności („kino niezależne”). - Paweł T. Felis

Myślę, że powyższy fragment pokazuje jak cienka i nierzadko nie do końca precyzyjnie określona jest granica tego co amatorskie czy niezależne. Na przykład film amatorski zazwyczaj jest niezależny. A film niezależny wcale nie musi być amatorski. Ale może. Jednocześnie kino amatorskie może oznaczać jedynie tyle, że został zrealizowany przez filmowych naturszczyków, nie posiadających wykształcenia w tymże kierunku. Nic więcej. Nierzadko zdarza się też tak (o czym chyba wszyscy wiemy), że "film profesjonalny" nie ma finalnie zbyt wiele wspólnego z profesjonalizmem - pomimo znanych nazwisk w obsadzie.

Zajęło mi to kilka ładnych lat ale wreszcie zwalczyłem w sobie próby walki z tymi osobami, które tytułują mnie mianem "amatora". Lubię kino, realizacja filmowa jest moją pasją. Dlatego w takim kontekście amatorem po prostu jestem. Kimś, kto lubi "ten świat" filmowy.

Sam postrzegam siebie jako twórcę niezależnego, a niezależność nie musi automatycznie oznaczać amatorszczyzny i niskiej jakości. Zresztą... Niech moje filmy bronią się same.

Komentarze

  1. Nie wiem jak to jest z amatorami i profesjonalistami w filmie... Ale wiem, że Arkę Noego zbudował amator, a Titanica budowali profesjonaliści... Może nie należy przejmować się nazewnictwem, tylko robić swoje? Co się lubi, sprawia przyjemność i w czym się odnajdujemy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, porównanie z Arką Noego i Titaniciem obiło mi się już kiedyś o uszy. Rzeczywiście, czasem "coś" w tym jest - czyli przeważnie pasja i wytrwałość :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

POPULARNE WPISY